Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi o tej rozmowie ani słowem. Do dziś dnia dręczy ją również ciekawość, czy mnie z Totem coś łączy, czy nie. Dobrze jej tak.
— A w jaki sposób zwróci te listy?
— Bądź o nie spokojna — powiedziałam. — Sposób tu nie odgrywa roli. Mogę posłać do niego Józefa lub zwykłego posłańca.
Zrobiłam pauzę i dodałam:
— Ewentualnie wstąpię doń sama.
Halszka uśmiechnęła się zjadliwie:
— Och, widzę, że twoja misja nie sprawiła ci przykrości..,
— Wiesz dobrze, że dla ciebie gotowam na największe. Ten pan wydawał się bardzo zmartwiony, ale ty jesteś pewno szczęśliwa, że go już nigdy nie zobaczysz?
— Dlaczego mam go nigdy nie zobaczyć? — zdziwiła się Halszka.
Ach, jakaż ona jest nieopanowana i naiwna. Gdybym nawet nie wiedziała tego, co usłyszałam od Tonnora, tymi kilku słowami rozwiałaby wszelkie moje wątpliwości.
— Jakto dlaczego? — powiedziałam. — Przecież to jasne. Zwróciwszy listy nie będzie mógł zmuszać cię dłużej, byś doń przychodziła.
— Ach, oczywiście — połapała się Halszka. — Oczywiście. W każdym razie jestem ci bezgranicznie wdzięczna, Haneczko.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę o rzeczach obojętnych (à propos: pierścionek dostała od swojej babki). Potem wszyscy zasiedli do brydża. Nie przepadam już za tą grą, tak jak dawniej i po trzech robrach oświadczyłam, że jestem zmęczona. Wyszliśmy razem z Wackiem Gebethnerem i odwiózł mnie do domu.
Ponieważ kazałam służbie jak najskrupulatniej zapisywać wszystkie telefony, przede wszystkim spojrzałam na kartkę: było kilka nieważnych, lecz między nimi słowa: „dzwonili z hotelu Bristol“.
Pomimo późnej godziny musiałam obudzić Józefa. Dowie-