Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/362

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i później meldowaliśmy się w Hiszpanii. Właściwie te formalności załatwiała właśnie ona. Nie, co do tego nie ma co się łudzić.
Więc gdyby nawet tak było — powiedziałam. — Można zawsze przyjść do niej i zaproponować układ: ona wyda świadectwo ślubu i zgodę na rozwód, w zamian za co będzie mogła swobodnie odjechać. Przecież bardziej jej będzie zależało na własnej wolności, niż na dokuczaniu tobie i mnie.
— Zapewne — przyznał Jacek. — Nie wolno mi jednak tak postąpić.
— Dlaczego nie wolno?
— Dlatego, kochanie, że moim obowiązkiem jest unieszkodliwienie szpiega, działającego przeciw Polsce.
— Chyba oszalałeś?! Skoro wyjedzie nie będzie mogła szkodzić Polsce.
— Do pewnego stopnia. Nie wiemy wszakże, czy już nie zdążyła zebrać tu jakichś ważnych wiadomości. Nie mam prawa dla ratowania siebie, a nawet dla ratowania twojej opinii biernie patrzeć na szkodę wyrządzaną państwu. Nie, kochanie. Co do tego, nie może być dyskusji.
Byłam trochę zła, ale wiedziałam, że nie ma po co z nim się spierać. W takich kwestiach był zawsze nieustępliwy i uparty jak kozioł. Zresztą może i miał rację. Należało tedy poszukać innego wyjścia. W tym celu zaproponowałam, by sprowadzić Freda, którego oczywiście wobec Jacka nie nazywałam inaczej, jak detektywem. Jacek również uznał to za wskazane, chociaż skrzywił się i dodał:
— Ogromnie nie lubię przestawać z tego typu ludźmi. Mam nawet obawę, czy ten człowiek, wdarłszy się w nasze tajemnice, nie wyzyska tego na własną korzyść i nie będzie próbował nas szantażować.
— Co do tego, nie ma obawy — uspokoiłam go. — W sprawach, dotyczących zaufania do ludzi, możesz zawsze polegać na mojej intuicji. Ten pan, pomimo bardzo młodego wieku, (to