Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jedziesz do domu i powiesz mężowi o tym, żeśmy słyszeli jego rozmowę z miss Normann.
Przestraszyłam się:
— Jak to, że my? Musiałabym wówczas powiedzieć wszystko.
Zaśmiał się:
— No, wszystkiego nie potrzebujesz mówić.
— Ale to, że od dawna wiedziałam o jego bigamii, że zwracałam się do waszego biura do Brukseli, że... spędzałam tu z tobą długie godziny sam na sam w pokoju hotelowym.
Rozłożył ręce:
— Trudno. Nie ma innego wyjścia. Nie potrzebujesz mu zresztą mówić, że czytałaś list adresowany do niego. Uwierzy ci na pewno, gdy mu powiesz, że dopiero po jego wyznaniach postanowiłaś działać na własną rękę i zwróciłaś się do naszego biura o pomoc.
— To prawda — przyznałam.
— Jeżeli zaś chodzi o to, że bywaliśmy z sobą bez świadków... Sama twierdziłaś, że mąż twój ma do ciebie nieograniczone zaufanie.
— Oczywiście, kochanie, ale wolałabym jakoś inaczej to ułożyć.
Fred potrząsnął głową:
— Nie widzę innego sposobu.
Po krótkiej naradzie postanowiliśmy, że pojadę do domu, Fred zaś zostanie, by czuwać przy słuchawkach. Mieliśmy zresztą być w kontakcie telefonicznym, wzajemnie informując się o wszystkim. Ponieważ nie zastałam Jacka, który zostawił mi kartkę, bym na niego nie czekała, siadłam i zabrałam się do spisania zdarzeń, które mną tak głęboko wstrząsnęły. Jestem pełna niepokoju, czy tymczasem Jacek nie przedsięwziął jakichś nierozważnych posunięć.
W chwili, gdy piszę te słowa, zegar bije piątą, a jego jeszcze nie ma.