Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzo męski, typ sportowca. Znakomicie tańczył. Słowem bez zarzutu. Czyż mogłam przewidzieć, że to jakiś niebieski ptak.
— Niebieski ptak?
— Okropnie!
— Jakiś fordanser?
— Nie, nawet nie to. Ale co mnie to obchodzi. Wiesz jak kocham Pawła. A ten mnie zmusza do zdrady. Jestem w straszliwym położeniu. Wpadłam w jego szpony. Grozi mi, że wszystko powie mężowi i Pawłowi.
— No, tak. To rzeczywiście nieprzyjemne — zauważyłam. — A czy nie żąda od ciebie pieniędzy?
— Ach, cóż tam pieniądze. Sto razy wolałabym mu zapłacić, ale on zakochał się we mnie do szaleństwa. Ty nie masz pojęcia jaki on jest drapieżny i bezwzględny. A najgorsze to to, że Paweł zaczyna mnie śledzić. Jestem w okropnym położeniu.
Wzruszyłam ramionami:
— Nie rozumiem cię, moja droga. Chociażby coś naopowiadał twemu mężowi, czy Pawłowi, to i tak przecież możesz się zaprzeć wszystkiego w żywe oczy.
— Niestety nie — westchnęła Halszka — bo popełniłam straszną nieostrożność. Ma moje listy. Ach, gdyby ich nie miał, gdyby mi się udało wydobyć je jakimś podstępem byłabym wolna. Ale on mnie właśnie szantażuje tymi listami. Jestem w rozpaczy.
— Współczuję ci serdecznie — powiedziałam szczerze, pomyślawszy o tym, że jesteśmy obie w bardzo zbliżonych sytuacjach. Moja jest oczywiście znacznie gorsza. Ach, gdybym mogła jej to opowiedzieć. Zobaczyłaby dopiero co to znaczy przeżywać naprawdę dramat.
Podczas gdy ubierałam się, Halszka zaczęła mnie prosić:
— Moja kochana, poradź mi co ja mam zrobić. To jest straszne. Żyć w ciągłym niepokoju wśród trzech zakochanych do nieprzytomności mężczyzn. Ja nawet nie wiem, co oni we mnie