Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, niech pan powie — nalegałam ogromnie zaintrygowana.
— Kiedy to naprawdę jest bez sensu.
— A jednak!...
— Nie mogę pozbyć się wrażenia, że widziałem ją tańczącą w bardzo ekscentrycznym kostiumie.
— Na jakiejś maskaradzie?...
— Bynajmniej. W jakimś kabarecie.
— Nie rozumiem?...
— Oczywiście nie mogę dowierzać swojej pamięci. Ale zdaje mi się, że ktoś ogromnie podobny do tej damy był tancerką w kabarecie... Gdzie to było, już sobie nie przypominam. Ani kiedy. Przepraszam panią za te aluzje w stosunku do jej znajomej.
Wzruszyłam ramionami:
— Znam tę panią od bardzo niedawna. Nie wydaje mi się jednak rzeczą prawdopodobną, by mogła występować jako tancerka w kabaretach. Niewątpliwie jest osobą bogatą, nie wygląda zaś na to, by zrobiła taką rzecz dla kaprysu. Sprawia wrażenie kobiety zrównoważonej i przyzwoitej. Ale zaciekawił mnie pan. Czy nie może pan przypomnieć sobie jak się tamta nazywała?
Zmarszczył brwi i po paru chwilach powiedział:
— O ile się nie mylę, nazywała się Sally Ney... Tak. Sally Ney. Jeden z moich kolegów interesował się nią bliżej. Stąd zapamiętałem to nazwisko... Ależ naturalnie. Teraz wiem doskonale. Było to przed czterema laty w Buenos Aires. Mój kolega poświęcał jej wiele uwagi. Oczywiście mówię o tancerce, nie o tej damie, która jest do niej podobna. Tamta na pewno była brunetką. Raczej typ południowy.
— I jakże się to skończyło?
— Niestety, szybkim rozstaniem. Bawiliśmy wówczas w Buenos Aires dla zawarcia traktatu handlowego. W stosunkowo krót-