Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


żem. Początkowo chciałam udać, że jej nie widzę, ale spostrzegłam, że ma nową wspaniałą torebkę ze skóry jakiegoś węża. Nie widziałam jeszcze takiej, i musiałam ją zapytać, gdzie to dostała.
Gdyby była sama oczywiście nie powiedziałaby mi prawdy. Ona jest taka zazdrosna o swoje rzeczy. I to wszystko dlatego, że ja jej nie mówię skąd sprowadzam swoje pantofle. Wolno mi przecież mieć chociaż coś oryginalnego. Trudno chodzić w rzeczach obnoszonych przez wszystkie panie. Teraz jednakże, ponieważ przy panach nie mogła mnie okłamać, musiała powiedzieć, że kupiła ją u „Madame Josette“.
Dziwię się, jak mogłam się z nią przyjaźnić.

Czwartek

Ponieważ gdy wracałam od Lolów droga wypadła mi przez Poznańską wstąpiłam do Roberta. Nie spodziewałam się wprawdzie go zastać, ale wstąpiłam tak sobie. I okazało się, że bardzo dobrze zrobiłam. Ładnych rzeczy dowie się ode mnie o tej swojej pupilce. Niech tylko wróci!
Już na schodach słychać było gramofon. Na otworzenie drzwi czekałam dobre pięć minut. Wreszcie raczyła usłyszeć dzwonek. Od razu poznałam co się święci. Miała wypieki i włosy nie w porządku. Chociaż zagrodziła mi tak drogę, bym nie mogła wejść kazałam się jej usunąć i właśnie weszłam.
Dałabym głowę, że ktoś uciekł z pokoju w głąb mieszkania. Niestety nie mogłam przecież rewidować wszystkich ubikacji. Na stole stały dwie filiżanki niedopitej kawy i owoce. Korzystając z tego, że pana nie ma w domu ona tu przyjmuje swoich amantów, którzy później okradną go lub zamordują. Przecież ciągle się o tym czyta w gazetach.
Powiedziałam jej:
— Cóż to, panienka ma gości?