Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dził bowiem wszystkich, co mieli w Polsce jakiekolwiek aktualne znaczenie.
To też szary tłum, mieszkańcy stolicy, nie dziwili się już, gdy w piątki okna apartamentów prezesostwa Kulczów rozjarzały się światłem, a przed podjazdem ongi hetmańskiego pałacu ustawiał się rząd lśniących może zbyt świeżym lakierem aut i powozów.
Tymczasem w pełnej odurzającej mieszaniny perfum sypialni Lena kończyła swą tualetę.
Gdy tak stała w seledynowej kombinezce, uwydatniającej wąskie ruchliwe biodra, spływające w smukłą linję ud i łydek, wyglądała na lat osiemnaście. I naprawdę wprawnym trzeba było być obserwatorem, by w kącikach jej oczu z niewidocznej jeszcze siateczki zmarszczek wyczytać trzydziestkę.
Nie była sama. Oprócz rumianej pokojowej, zapinającej ostrożnie atłasowe pantofelki, znajdowała się tu jeszcze jedna osoba, której obecność w tym zbytkownym pokoju zdawała się nie do wytłumaczenia.
W kącie na niskim pufie siedziała sztywno niska opasła dama, której bardzo czerwone policzki opadały na kołnierz skórzanego płaszcza. Potwornych rozmiarów zad zwisał z pufu, nie mogąc się na nim pomieścić.
Byłaby może śmieszna jak nezgrabny walec ulepiony przez dziecko z czerwonej plasteliny, a mający wyobrażać kobietę. Byłaby może śmieszna, gdyby nie małe zapadłe oczy, matowe, nieokreślonego koloru, oczy, których spojrzenie miało w sobie coś niesamowitego, imperatywnego, obezwładniającego.
Pokojowa Antosia nienawidziła jej całą duszą. Ile razy ten potwór przychodził (i to zawsze przez kuchnię!) tyle razy pani traciła swój dobry humor, z wszystkiego była niezadowolona, a nawet potrafiła służbę bić po twarzy. Antosia nie lubiła tej obrzydliwej kobiety jeszcze dlatego, że zawsze z panią rozmawiały po rosyjsku, którego to języka Antosia ani w ząb nie rozumiała.
Zdołała skombinować tylko, że owa czarownica jest z jej panią na ty i że pani robi wszystko, czego czarownica