Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ostatnia brygada.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Sądzę, że i wy, kuzynie, jesteście z tego zadowoleni? Co?
— Przypuszczam, że nie zbraknie do tego powodów. Narazie wszakże chciałbym zapoznać się ze stanem interesów.
Bielawski skłonił się z powagą:
— Służę kuzynowi. Zaraz wydam dyspozycję, by przedstawiono kuzynowi księgi. Zresztą dotychczasowy plenipotent nieboszczyka Żegoty, mecenas Hochman, napewno potrafi kuzyna należycie poinformować.
— Byłem u niego — odparł Dowmunt — lecz odniosłem wrażenie, że orjentuje się bardzo słabo. Naprzykład twierdzi, że obecnie wartość jednego udziału waha się koło osiemdziesięciu złotych, co jest chyba nonsensem, zważywszy początkową cenę tysiąca.
Bielawski zrobił smutną minę:
— Niestety, — zaczął — dzisiejsza cena…
— No, o tem to potem, kuzynie. Narazie chciałbym się zapoznać z przedsiębiorstwem. Lecz pozwoli kuzyn, że nie sam się tem zajmę.
— Ależ naturalnie, naturalnie — rozpłynął się Bielawski — przecież wiem, jak bardzo kuzyn jest zapracowany. Słyszałem, słyszałem. Podobno „Adrol“ to prawdziwa perła? Jak idzie?
— Dziękuję. Średnio.
— Średnio? Średnio w dzisieszych warunkach znaczy tyle co świetnie! Tak, kuzynie. Ludzie z zazdrością patrzą na „Adrol“. Szczerze kuzynowi powiem, że nie spodziewałem się po nim takiego rozmachu.
Dowmunt chciał coś powiedzieć, lecz Bielawski przerwał:
— Zaraz, zaraz kuzynie. Skoro już mówimy ze sobą szczerze… ja czuję, że kuzyn ma do mnie żal jakiś. O co? — Dalibóg nie wiem. Nawet sam chciałem pierwszy złożyć wam wizytę, pomimo tego, że to wyście przyjechali do Warszawy i że jestem stary.
Czekał odpowiedzi i cały zaczaił się w sobie. Pewien był, znając wybuchową naturę Andrzeja, że ten