Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ma dziecka, które zdawało się mówić: — a widzisz, wujciu, wiem, co masz w kieszeni!
Dyzma nie wiedział, co odpowiedzieć, to też skrzywił się i syknął z bólu. Pani Nina troskliwie zaczęła wypytywać, czy nie nudzi go rozmowa, bo jeżeli tak... a może chciałby się zdrzemnąć...
— A niech pan powie, tylko szczerze, czy trafnie określiłam upodobania pana?
— A czort że ją wie? — pomyślał, głośno zaś rzekł przebiegle:
— Częściowo tak, częściowo nie.
— No dobrze, — roześmiała się, zadowolona — teraz poczytamy. Chce pan „Zew krwi“?
— I owszem.
Zaczęła czytać. Była to historja o jakimś dużym psie, którego ukradziono. Dyzma oczekiwał z kartki na kartkę, że wreszcie wmiesza się w tę kradzież policja, gdy jednak opowiadanie poszło innemi torami, przestał stopniowo uważać, wreszcie stracił całkiem wątek treści, a słyszał jedynie melodyjny, miękki i ciepły głos pani Niny.
Zaczął rozmyślać nad przeprowadzoną przed chwilą rozmową i doszedł do przypuszczenia, że jednak była ona dość dziwna. Ta ładna pani wygląda tak, jakby nie mówiła o książce... Czyżby?...
Przypomniał nagle salonik w mieszkaniu naczelnika poczty w Łyskowie, pana Boczka, dwie panny Boczkówny, pannę Walaskównę, nauczycielkę szkoły powszechnej, Jurczaka z sądu pokoju i resztę łyskowskiej złotej młodzieży. W saloniku tym, jakże mizernym w porównaniu z tym pałacem, grano w cenzurowanego, a panna Lodzia Boczkówna siedziała w środku i była niby książką!... Tak, tak, o niej mówiono różne rzeczy, że to nierozcięta, a to książka kucharska, a to tomik wierszy, a to książka, która ciekawie wygląda ale lepiej jej nie otwierać... Aha!
To musi być coś w tym rodzaju... napewno coś takiego. Ale czy ta pani mówiła mu rzeczy przyjemne, czy