Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stra i zapowiedź rychłej realizacji dostawy, Kunicki rzucił się mu w objęcia i zaczął go zapewniać, że tak kochanego człowieka, jak najdroższy pan Nikodem, czcigodny prezes, nie znajdzie się na całej kuli ziemskiej.
Zbliżała się czwarta, gdy Nikodem zatelefonował do naczelnika Czerpaka, i umówił się z nim na kolację.
Krzepicki tego dnia nie towarzyszył swemu szefowi.
Czerpak był to czterdziestoletni, ruchliwy jegomość, nie posiadający żadnych innych aspiracyj, prócz chęci porzucenia swojej posady i zajęcia się jakiemś zyskownem przedsiębiorstwem.
Nikodem odrazu to wyczuł.
To też bez dłuższych ceregieli zaproponował Czerpakowi stanowisko kierownika tartaków koborowskich.
Teraz dopiero zrozumiał, że dzięki uprzejmości ministra Pilchena może najbardziej silne zastrzeżenia, wynikające z dawnego procesu, usunąć z widowni.
Naczelnik widocznie nie znał sytuacji, z którejby nie potrafił wybrnąć za odpowiednią rekompensatą.
Czerpak, nie wnikając w powody intencji prezesa Dyzmy, przyrzekł stosować się ściśle do jego instrukcyj, a były one proste.
— Panie Czerpak, za dwa dni wezwie pan do siebie pana Kunickiego.
— Rozkaz.
— Zacznie pan z nim maglować całą sprawę punkt po punkcie, ale tak, żeby ten wiedział, że dostawę otrzyma, tylko trzeba załatwić dużo formalności.
— Rozumiem, panie prezesie, już go wypiłuję.
— Po trzech dniach gadaniny powie mu pan, że w piątek rano będzie przyjęty przez ministra Pilchena, który musi osobiście wypytać go o różne rzeczy, gdyż nazajutrz wyjeżdża wieczorem na miesiąc zagranicę. Kapujesz pan?
— Tak jest, panie prezesie.
— Dobrze. To mu pan powiesz, w czwartek rano. Pamiętaj pan: w czwartek rano! O godzinie, hm... jedenastej i pożegnasz się pan z nim, a o pierwszej zadzwonisz pan do mnie do banku. Będzie tam u mnie Kunicki.