Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ambicji męskiej, gdyż życie nie dało mu dotychczas warunków, w których ta mogłaby się rozwinąć. Nawet nie dotykało to jego godności ludzkiej, ponieważ nigdy jej nie miał w wygórowanym stopniu, nie odczuwał zaś w danym wypadku różnicy socjalnej między sobą, bezrobotnym „pracownikiem umysłowym“ a tą dziewczyną. Poprostu miał dosyć tego ustawicznego dogryzania.
Tymczasem Mańka ubrała się, narzuciła na ramiona chustkę i, stanąwszy przed Dyzmą, wyszczerzyła duże białe zęby:
— No co, klasa dziewucha?
— Poszła do cholery! — wyrzucił z wściekłością
Wzięła go dwoma palcami pod brodę, lecz szybko cofnęła rękę, gdyż Dyzma nagłym ruchem machnął pięścią, uderzając po wyciągniętej dłoni.
— U, gadzina! — syknęła. — Obibruk, lajtuś! Bić się tu jeszcze będzie!? Patrzcie go, taka przywłoka...
Mówiła jeszcze długo, lecz Dyzma nie słuchał. Zaczął otwierać walizkę, a w myśli obliczał, że za frak może dostać chyba z 50 złotych. Sam na Karcelaku zapłacił 70. Na lakierkach też przyjdzie stracić z osiem, a może i dziesięć złotych.
Dziecko poczęło drzeć się niemiłosiernie; po chwili przybiegła od sąsiadki Walentowa. Wówczas dopiero Mańka skończyła swą tyradę i, trzasnąwszy drzwiami, wyszła.
Nikodem Dyzma otworzył walizę i wyjął frak.
— Oho, — uśmiechnęła się Walentowa — pan musi na bal pójdzie, czy do ślubu.
Nie odpowiedział. Złożył starannie spodnie, kamizelkę, frak, owinął paczkę gazetą i poprosił o sznurek. Wrócił i Walenty, kobieta wzięła się do rozgrzewania kartofli na kolację i izbę znowu napełnił zapach topionego szmalcu.
— Panie Dyzma — zapytał Walenty — co, pan idziesz na Kiercelak?
— Na Karcelak.
— Dyć dziś sobota. Żydów niema, a swoje to rzadko kupią. A i to za psie pieniądze.