Przejdź do zawartości

Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W hotelu czekała go niespodzianka.
Była to wąska popielata koperta, zaadresowana do niego. Gdy ją otworzył, owionął go zapach znajomych perfurm. Kartka była szczelnie pokryta ładnem okrągłem pismem, na dole zaś widniał podpis: Nina Kunicka.
Uśmiechnął się:
— Popatrz! Co też ona pisze?
Zapalił lampkę przy łóżku, zdjął buty i, ułożywszy się wygodnie, zaczął czytać:

Szanowny panie Nikodemie!
Zdziwi Pana mój list, a zapewne jeszcze bardziej zawarta w nim prośba. Jeżeli jednak ośmielam się Pana nią obarczać, to jedynie dlatego, że okazywana mi przez Pana życzliwość, upoważnia mnie do nadzieji, że Pan się nie pogniewa.
Chodzi o małe zakupy. Mianowicie w Grodnie nie mogę dostać dobrych piłek tennisowych. Byłabym wdzięczna, gdyby pan kupił tuzin w Warszawie........
Mogłabym wprawdzie napisać do sklepu, lecz wolę by Pan sam wybrał. Może to nieładnie, że zabieram Panu czas, czas tak cenny w Warszawie, gdzie ma Pan tyle zajęć i tyle rozrywek, teatry i przyjęcia, no i... piękne kobiety, które — jak mi powtórzyła niedyskretna Kasia — tak bardzo lubią posyłać panom kwiaty. W Koborowie niema ładnych kobiet, lecz kwiaty są przecież piękniejsza, niż w Warszawie...
Kiedy pan wraca?
Właściwie mówiąc, nadużyłam słowa „wraca“. Wszakże „wracać“ można jedynie do czegoś, względnie do kogoś, uważanego za swoje, za swego, za coś bliskiego, do czegoś, z czem nas życie wiąże, lub uczucie łączy...
Koborowo jest dziś smutne i szare. Już od szeregu dni jest takie. Ach, przecie Pan wie, jak je potrafię kochać, a jak muszę nienawidzieć. Proszę,