Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Siadajmy do stołu. Jestem porządnie głodna. A pan?
— Zdaje się, że też.
— To świetnie. Lubię dobry apetyt u mężczyzny. To i mnie dodaje ochoty do jedzenia. Niestety tak rzadko miewam gości. Wypijemy po kieliszku?
I nie czekając na zgodę Justyna, nalała dwa kieliszki.
Przekąski były wyśmienite. Justyn sam nalał następną kolejkę. Nie pijał nigdy i nie lubił alkoholu. Tym jednak razem smakował mu ten koniak. Po trzecim kieliszku czuł już wyraźnie jego działanie. Humor mu się poprawił, a pani Domidecka wydawała mu się coraz milsza i coraz ładniejsza.
Mówiła z ożywieniem o dawnych czasach, przypominali sobie wzajemnie różne drobne szczegóły z przeszłości, śmiała się głośno, odsłaniając w uśmiechu drobne białe zęby, połyskujące kusząco w rozchyleniu ukarminowanych warg.
Później Justyn opowiadał o swoich przeżyciach frontowych. Sam dziwił się sobie, że temat ten potrafił teraz ujmować od wesołej, czasem komicznej strony. Dotychczas były to dlań rzeczy wzniosłe, tragiczne, bohaterskie, wzruszające i niemal święte. Widocznie umiejętnie i lekko rzucane pytania pani Dolly tak łatwo nadały jego świeżym wspomnieniom nowy beztroski ton.
Kawę podano w saloniku.
— Proszę mi wybaczyć, panie Justynie — powiedziała układając się półleżąco na dużym tapczanie wśród niezliczonych poduszek — ale jestem strasznie leniwa i przyzwyczaiłam się zawsze po obiedzie leżeć. Nie gniewa się pan?
— Skądże, proszę pani!
— Nie lubię tego „proszę pani“ — skrzywiła nosek — to brzmi strasznie oficjalnie. Nazywam się przecież Dolly.
— Rozkaz! — trzasnął po wojskowemu obcasami! — zaszczyt to dla mnie wielki i jeszcze większa przyjemność, pani Dolly.
— Jeżeli traktuje pan to jako rozkaz, mam dla pana drugi…
— Będzie natychmiast wykonany!
— Niech pan tu usiądzie przy mnie. Będzie pan poił Dolly kawą. Straszne mi niewygodnie sięgać po filiżankę.