Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przedstawiał jej w każdej miejscowości, gdzie się zatrzymali najurodziwszych i najbardziej interesujących mężczyzn, dla których poznania sam nieraz musiał robić wiele wysiłków. Monice jednak nikt się nie podobał.
Przynajmniej, gdy pytał ją o któregoś z tych panów, ograniczała się do najbardziej zdawkowych wyrazów w ocenie.
A po każdym nowym wysiłku Justynowi wprost ręce opadały i ogarniała go rezygnacja. Może zrezygnowałby nawet znacznie wcześniej, gdyby nie stan zdrowia Moniki. Podczas pobytu w Kairze zaczęła cierpieć na uporczywe migreny i za radą jednej z pań Justyn zaprowadził ją do tamtejszego wybitnego specjalisty. Ten zaś orzekł:
— Jedna rzecz pani zrobi doskonale: — macierzyństwo.
A teraz oto skarży się ze smutkiem, że mąż nie jest z nią zupełnie szczery! Ile dałby za to, by powiedzieć jej brutalną prawdę:
— Chcę, byś mnie zdradziła, byś miała dziecko z innym, skoro nie możesz mieć ze mną. Pragnę dziecka równie silnie, jak i ty, i będę mu prawdziwym ojcem! Nie dręcz mnie dłużej, bo już sił nie mam i bliski jestem obłędu! Robię to dla twego dobra, dla twego szczęścia ofiarę, a ty z niewzruszoną obojętnością przedłużasz moje męczarnie.
Lecz tak powiedzieć nie mógł. Stokroć wolałby umrzeć, niż wypowiedzieć te słowa, które przez samo wypowiedzenie wniosłoby w ich wzajemny stosunek nieznośny ton cynizmu. Toteż odwrócił się do niej i bąknął:
— Ciekaw jestem w czym widzisz moją nieszczerość?… Jestem przekonany, że nie mogę mieć dzieci.
Zapalił papierosa i dodał:
— Czasami żałuję, że nie jesteś wdową albo rozwódką i że nie masz dziecka po pierwszym mężu.
— To nie byłoby twoje dziecko, — powiedziała po namyśle.
— Więc stałoby się moim.
— Potrafiłbyś je kochać, jak własne? — zdziwiła się.
Justyn spojrzał jej wprost w oczy i wyskandował z naciskiem: