Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wycieczkę. I teraz nie przestawał jej obserwować z nieukrywanym zachwytem. Rzucało się to w oczy nie tylko Justynowi. W pewnej chwili, dyrektor Horbowski dotknął ramienia Jotarskiego i powiedział:
— Rotmistrzu! Muszę panu przypomnieć jedno z dziesięciorga przykazań!
— Słucham? — ocknął się oficer.
— Nie pożądaj żony bliźniego twego! — wygłosił z powagą Horbowski.
Wszyscy powitali to głośnym wybuchem śmiechu. Śmiał się i Jotarski, by ukryć zażenowanie, lecz zarumienił się aż po białka oczu.
Zmieszała się trochę i Monika.
Inżynier Zaleski chrząknął, by zwrócić uwagę obecnych na siebie i podkreślić, że z jego ust usłyszą teraz coś bardzo dowcipnego i powiedział:
— Przykazanie to w całości brzmi trochę inaczej: — Nie pożądaj żony bliźniego twego nadaremno!
Zaśmiał się krótko, posyłając jednocześnie pani Horbowskiej znaczące spojrzenie. Nastrój zaczynał się psuć. Jedna z pań uśmiechnęła się ironicznie, inna wzruszyła ramionami. Sytuację uratował Jotarski, który powiedział swobodnie:
— Jest różnica między pożądaniem, a uwielbianiem, proszę państwa!
I skłonił się przed Moniką.
— A zresztą — dodał jeden z panów — przykazanie to z punktu widzenia prawnego nie grozi żadnymi sankcjami. Mówię to jako adwokat. Pożądanie nie jest nawet usiłowaniem, a w takich sprawach nawet usiłowania nie są karane!
Jego żona, starsza i dość otyła dama o niezwykle wesołym usposobieniu i zawsze gotowa wszystko poświęcić dla dowcipu, zawołała:
— Naturalnie! Zwłaszcza wszelkie twoje usiłowania muszą być wolne od kary, jako absolutnie beznadziejne.
Śmiali się młodzi mężczyźni i młode kobiety, zaś adwokat, nieco speszony, powiedział:
— No, no, no! Nie wywołuj wilka z lasu!
— Mam nie wywoływać? — zapytała mecenasowa. – Ależ