Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Markiza i inne drobiazgi.pdf/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czemu wytrzeszczasz na mnie twe oczęta bure,
Co tylu (ze mną włącznie) wpiły się za skórę!

Kasztelanko ty, której nie jestem, zaiste,
Paziem, lecz giermkiem starym, co swoje nieczyste
Pragnienia zdradzić czasem śmie w geście pokornym,
Dzięki twej wielkiej łasce; lutnistą nadwornym,
Co się przez furtkę tajną wślizguje jak złodziej;
Pasterzem twoich bujnych łąk, który uchodzi
Za znachora i w ciebie chytre swoje ślepia,
Gusła mamrocąc ciemne, uporczywie wlepia;
Lub mnichem spowiednikiem, świętym dla swej szaty
Surowej, białej z czarnem, a która, zakaty,
Hultajstwa i figielków kryje całe moce;
Strażnikiem, co u blanków wieży czuwa w noce —
Kasztelanko ty moich księżycowych włości,
Słuchaj mnie, droga: Kocham cię, ty, ma miłości!

— Powiedz twym włosom, niechaj lśnią mi się mniej czarno,
Kirem nad ust purpurą ścieląc się ofiarną...

Niech sobie ludzie krzyczą co chcą: „To pocieszne,
Idyotyczne! Dziad taki! Dokąd to nas grzeszne