Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

władztwa, wkrada się inny czynnik: przemożna, niepohamowana miłość jaka budzi się w Rebece do niego. Miłość ta, zrazu gwałtowna „jak owe burze, które na północy zrywają się niekiedy wśród zimy“, stopniowo, pod wpływem słodyczy wspólnego, czystego obcowania, staje się czemś bardzo łagodnem i miękkiem, czemś bardzo szlachetnem, co przetwarza całe jestestwo Rebeki. Zachodzi, między nimi dwojgiem, jakby jakaś tajemnicza, wzajemna osmoza duchowa: Rebeka udzieliła jemu swobody myśli, niezawisłości spojrzenia; on jej owego wysokiego szlachectwa duchowego, będącego wiekową puścizną Rosmerów. Przetworzenie duchowe Rebeki obarcza ją, od tej chwili, ciężkiem podwójnem brzemieniem: śmierci Beaty, oraz własnej zbrukanej przeszłości. Dlatego, gdy Rosmer, zrozumiawszy wreszcie że to co ich łączy, to głęboka, prawdziwa miłość, pyta uroczyście Rebeki, czy, towarzysząc mu w nowe życie, zechce zostać jego żoną, ona ze zgrozą odpycha to, co było przedmiotem najtajniejszych ambicyj jej życia, pobudką do zbrodni. Niezdolna dłużej udźwignąć ciężaru, czyni, w obliczu ukochanego, publiczną spowiedź; gdy zaś Rosmer, wobec tego pasma niegodziwości i kłamstwa, wątpi w prawdę jej bezgranicznej miłości dla niego, ona, aby dać świadectwo tej prawdzie, pójdzie w śmierć, pójdzie drogą Beaty.
Ale nie sama. „Rebeko... oto kładę rękę na twej głowie, i pojmuję cię za żonę“, powiada Jan Rosmer, i, wziąwszy się za ręce, idą razem rzucić się w potok młyński, w którym zginęła Beata. Ona — czyni to, gdyż „rządzi nią teraz pogląd życiowy Rosmersholmu“; on,