Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie uderzając w ton Skargów i Modrzewskich, spędzić pogodny wieczór w atmosferze zakulisowych szacherek ministra Kręciołka, więcej niż wątpliwych operacyj p. szefa sekcyi Kiełbik de Kiełbikowskiego, oraz politycznego tanga rozwydrzonych zapaszkiem władzy kobiet; dzięki temu poczuciu mogła publiczność przyjmować oklaskiem przy otwartej scenie pewne jaskrawe uogólnienia, do jakich nie posunął się nawet Gogol wobec Rosyi w swoim Rewizorze z Petersburga, i które, już za lat kilkanaście, odczulibyśmy niewątpliwie jako policzek wymierzony godności narodowej.
Jedynie również dzięki tej instynktownej pobłażliwości możliwym do wytłómaczenia jest fakt, iż tę właśnie sztukę wybrano na hołd „odradzającej się Polski odrodzonym Włochom“, których reprezentantów uraczono w sobotę, obok hymnów narodowych, taką owego „odradzania się“ ilustracyą. Owacya była śliczna, i miała, dla smakoszów, swój pieprzyk. Kwiecista dwujęzyczna wymowa dyrektora teatru, którego wyfraczony tors rysował się posągowo na draperyi rozedrganej jeszcze inteligentnym śmiechem Perzyńskiego, znakomicie ilustrowała polską odświętność, wyciągającą swoje trele na tle ironicznego akompaniamentu polskiej codzienności... Powinnoby się już stale grywać Politykę z tą wkładką: kilku artystów naszego teatru mogłoby, w odpowiednich kostyumach, odtwarzać misyę zagraniczną w loży p. prezydenta.
Wraz z komedyą Perzyńskiego witamy może nowy etap polskiej twórczości scenicznej. W ostatnich czasach, życie nasze, skneblowane, pozbawione swego rdzenia, rozbite na partykularne ośrodki, wyrzucone