tém przestraszeni oddadzą się na łaskę. Książe zapytał go, czy rzeczywiście ludzie jego będą mogli wejść po tym moście do zamku? — „Za to nie mogę ręczyć, odpowiedział czarnoksiężnik, albowiem skoroby się z nich który w czasie przechodzenia przeżegnał, most runąłby natychmiast i wszyscyby potonęli razem w morzu.“ — Książę zaczął się śmiać, a młodzi rycerze wołali: „Nie przeżegnamy się żaden, rozkaż, książę, niech czyni swe sztuki!“ — Lecz w téjże chwili hrabia Sabaudyi wszedł do namiotu księcia, i ujrzawszy czarnoksiężnika rzekł: iż on to właśnie podał ten zamek w ręce Karola de la Paix, teraźniejszego jego władzcy, złudziwszy przez czary oczy broniącéj go załogi królowéj Neapolitańskiéj, któréj się zdało, że morze wzbiera nad wały. Czarnoksiężnik przyznał się do czynu i dodał: że on to właśnie jest tym człowiekiem, którego się Karol de la Paix najwięcéj obawia. — „Bardzo wierzę, odpowiedział hr. Sabaudyi, ale się postaramy o to, by się nie miał czego obawiać. Nie chcę, aby kiedyś mówiono, że tacy jak my rycerze używali zaklęć i czarów dla pokonania swoich nieprzyjaciół.“ — I obróciwszy się do sług swoich, rozkazał ściąć go natychmiast.
2. Str. 51. w. 16. | — — — — ale raz tak dzielny, |
Nie mógł pochodzić od ręki śmiertelnéj. |
Doktór Henryk More, w liście swym, służącym za wstęp do Saducismus triumphatus Glanvilla, wspomina o podobnym fenomenie: „Pamiętam, mówi on, jednego wiejskiego szlachcica, prawego człowieka i biegłego matematyka, ale przytém pewnego rodzaju filozofa, niedowiarka i materyalistę. Dysputowaliśmy często o nieśmiertelności duszy, lecz wszystkie moje dowodzenia roztrącały się o nieprzeparty jego sceptycyzm. Powiadał mi, iż aby się o tém przekonać, potrzebuje koniecznie dotykalnego dowodu, i że szukając go właśnie, a nie bojąc się niczego, próbował nieraz wszelkich wiadomych mu czarnoksięzkich obrzędów i zaklęć, aby wywołać ducha lub djabła, ale że wszystko zawsze napróżno. Razu jednego wszakże, wieczorem, gdy był sam i wcale o tém nie myślił, uczuł się nagle uderzonym po ramieniu tak mocno, że się aż echo uderzenia po pokoju rozległo.