Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/292

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie miał on nigdy chęci do dobrego,
Lecz rozkaz pana był prawem dla niego.
Kiedy więc zaczął oglądać rycerza,
Księgę stérczącą ujrzał z pod pancerza,
Zdziwił się mocno, że rycerz tak dzielny
Jeździ z książkami jak klecha kościelny;
Potém, nie dbając że ranny umiera,
Chciał naprzód wiedziéć co księga zawiera.

IX.

Lecz się z klamrami musiał biedzić długo:
Co odpiął jedną, i chciał odpiąć drugą,
Piérwsza znów mocniéj niż wprzód zaskoczyła.
Zgadł, że je broni czarnoksięzka siła,
I że trud próżny, bo jéj nie pokona,
Bez znaku krzyża, ręka nieochrzczona.
Lecz znalazł sposób na sztukę szatańską:
Krwią je z ran jeźdźca potarł chrześcijańską;
I gdy otworzył, z uwagą głęboką,
Trafił na rozdział, jak omamić oko[1]:
By zwierz człowiekiem, człek zdać się mógł zwierzem,
Rycerz dziewicą, dziewica rycerzém;
By sieć pajęcza w podziemném więzieniu,
Zdała się rzeźbą na złotém sklepieniu;
Obronnym zamkiem, lada chaty strzecha,
Nawą żaglowną, łupina z orzecha;
Słowem, by w żywym czy martwym przedmiocie,
Pozór był inny, niż przedmiot w istocie.

  1. Ta czarnoksięzka moc ukazywania się w cudzéj postaci, lub ukazywania innego całkiem pozoru rzeczy, zowie się w dziejach zabobonności szkockiéj, techniczym wyrazem glamour. O skutkach jéj, oprócz gminnych, mamy nawet historyczne podania. I tak, Froissart opowiada, że w r. 1381, gdy książę Anjou oblegał jakiś zamek na brzegach Neapolitańskich, czarnoksiężnik jeden obiecał mu, iż za pomocą swéj sztuki tak potrafi zgęścić w jedném miejscu powietrze, iż oblężonym będzie się zdawało widzieć most „wzniesiony nad morzem, którém był otoczony zamek, i że tém przestraszeni oddadzą się na łaskę. Książe zapytał go, czy rzeczywiście ludzie jego będą mogli wejść po tym moście do zamku? — „Za to nie mogę ręczyć, odpowiedział czarnoksiężnik, albowiem skoroby się z nich który w czasie przechodzenia przeżegnał, most runąłby natychmiast i wszyscyby potonęli razem w morzu.“ — Książę zaczął się śmiać, a młodzi rycerze wołali: „Nie przeżegnamy się żaden, rozkaż, książę, niech czyni swe sztuki!“ — Lecz w téjże chwili hrabia Sabaudyi wszedł do namiotu księcia, i ujrzawszy czarnoksiężnika rzekł: iż on to właśnie podał ten zamek w ręce Karola de la Paix, teraźniejszego jego władzcy, złudziwszy przez czary oczy broniącéj go załogi królowéj Neapolitańskiéj, któréj się zdało, że morze wzbiera nad wały. Czarnoksiężnik przyznał się do czynu i dodał: że on to właśnie jest tym człowiekiem, którego się Karol de la Paix najwięcéj obawia. — „Bardzo wierzę, odpowiedział hr. Sabaudyi, ale się postaramy o to, by się nie miał czego obawiać. Nie chcę, aby kiedyś mówiono, że tacy jak my rycerze używali zaklęć i czarów dla pokonania swoich nieprzyjaciół.“ — I obróciwszy się do sług swoich, rozkazał ściąć go natychmiast.