Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lecz świst Murdocha wątpliwość w nim wzniecił,
A śpiew go Blanki do reszty oświecił.
Nie jako jeleń; gdy zoczy obierze[1],
Lecz jak lew gniewny gdy zdradę postrzeże,
Wyrwał miecz z pochwy, i naprzód poskoczył:
„Wyznaj swą zdradę, lub giń!“ — Murdoch zoczył
Ruch Fitz-Jakóba, i pomknął skwapliwie,
Puściwszy strzałę co miał na cięciwie.
Świszcząc drasnęła wierzch kity Saxona.
I w piersiach Blanki zadrgnęła utkwiona.
Teraz, Murdochu! daj dowód pośpiechu,
Co siły w nogach, i w piersiach oddechu!
Bo jak grom groźny, a jako wiatr chyży,
Mściciel za tobą! — już bliżéj, już bliżéj!
Los na twą rączość zdał swe przeznaczenie —
Krok wolniéj, zguba; — krok prędzéj, zbawienie.
Blisko już, blisko, ukryci ziomkowie,
Czają się w trawach, jak węże w parowie;
Dość, byś ich dobiegł, zawezwał opieki!…
Nie! nie dobieżysz, nie ujrzysz na wieki!
Wróg tuż! już dopadł — miecz świszcze, migoce,
Jak błysk piorunu, gdy sosnę druzgoce,
Spadł — wzrok Murdocha zgasł w wiecznéj pomroce.
Ręki i nogi Fitz-Jakób używał,
Gdy z piersi wroga miecz nazad dobywał,
I zgięty nad nim, ze wzgardą spozierał,
I śmiał się patrząc, jak zdrajca umierał.

  1. Sieci myśliwskie.