ofiarę odrzucili Anglicy, ostatniém jeszcze wysileniem rozpaczy z dnia na dzień przewlekali swą zgubę. Widoczném wszakże było każdemu, iż prędzéj późniéj nie pozostanie nic innego Orleanowi, jak zdać się na łaskę Anglików; Karolowi, jak ujść za Loarę, do południowych prowincyi, a ztamtąd na tułactwo do Hiszpanii lub Szkocyi; Francyi nakoniec, jak wyrzec się swéj niepodległości i stać się prowincyą angielską. Wszystkie ludzkie sposoby i siły okazały się bezskuteczne, aby tę ostateczność odwrócić; wszystkie, nie już usiłowania, lecz same nawet nadzieje polepszenia losu, zdawały się być tylko szaleństwem w oczach ludzkiego rozumu. — A przecież Bóg chciał inaczéj, i wszystko się jak sen przemieniło.
Na zbiegowisku trzech granic, Szampanii, Burgundyi i Lotaryngii, w małéj wioseczce Dom-Remy, żyła prosta, uboga pasterka, córka poczciwych i bogobojnych rodziców, którzy wcześnie w tkliwe jéj serce gorącą miłość Boga i głęboką swą wiarę przeleli. Joanna d’Arc — to było jéj imię — od samego dzieciństwa odznaczała się między rówiennicami szczególną pobożnością i najbardziéj chrześcijańskiemi cnotami: pokorą, łagodnością, prostotą i najtkliwszą miłością bliźnich. Wewnętrzne życie duchowe pochłaniało ją całkiem, a wpływ jego, w oczach niepojmujących go nawet, otaczał ją tajemniczym urokiem; tak dalece, że nie tylko poczciwe serca ludzi, a mianowicie dzieci, czuły ku niéj niepojęty pociąg; ale same nawet ptaki powietrzne, podług słów współczesnego historyka, przytoczonych przez Micheleta: „przylatywały do niéj, jak niegdyś do Świętych w pustyni, i brały pokarm z jéj ręki, w zaufaniu Bożego pokoju.“ Piękność jéj porywała oczy, ale téż razem przejmowała taką czcią i uszanowaniem, że w obec jéj, najzuchwalsi nawet, przystojności ubliżyć nie śmieli. Chroniąc się głośnych zabaw i tańców, szukała chętnie towarzystwa uczciwych niewiast dojrzałego wieku, a mianowicie dziatek i ubogich, którym z pokorą i miłością służyła. Pomimo przesądnych mniemań owego wieku, strzegąc ściśle nauki Kościoła, nie tylko nie dopuszczała się sama żadnych zabobonnych praktyk, jak jéj nieprzyjaciele potém zarzucali, lecz nadto
Strona:Tłómaczenia t. III i IV (Odyniec).djvu/420
Wygląd
Ta strona została przepisana.