Strona:Tłómaczenia t. III i IV (Odyniec).djvu/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Biada wam, Gwebry! — nic ich już nie wstrzyma! —
Już są wpół góry — już przed ich oczyma
Święty wasz ołtarz niedaleko pała. —
Wściekli, doznawszy jak dłoń wasza śmiała,
Wstydzą się, widząc, jak was garstka mała!
Biada wam, Gwebry! — Ci rzezią znużeni
Legli, gdzie stali; ci w krwi swéj zbroczeni,
Bladzi na licu, chwiejący się w kroku,
Walczą, i giną przy Hafeda boku. —
On, choć już ręka wznieść miecz ledwo zdolna,
Z twarzą ku wrogom, ustępuje zwolna.
I jak lew, nagłym Jordanu wylewem
We śnie bezpiecznym z łożyska porwany,
Ryczy, i w oku wściekłym iskrząc gniewem,
Z unoszącemi łamie się bałwany[1]:
Tak on na braci silnym woła głosem,
Tak gniewny walczy z przemocą i losem!

Lecz dokąd teraz? — Znikł przed okiem dziczy! —
Czyż już tak blizkiéj nie ujmą zdobyczy? —
Pod mieczem Gwebrów legł zdrajca przewodni,
Wiatr zgasił resztę niesionych pochodni;
Noc, głazy, rowy, i łoża potoków,
Tamują postęp ścigających kroków.

  1. W lasach nad Jordanem znajdują się rozmaite gatunki dzikich zwierząt, które nagle wezbrana rzeka często porywa i unosi. To podało Jeremiaszowi myśl tego porównania: „Przyjdzie na was wróg wasz, jako lew niesiony falą Jordanu.“