Strona:Tłómaczenia t. III i IV (Odyniec).djvu/371

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

By jeszcze dójrzeć choćby fal zakrętu,
Gdzie luba postać coraz głębiéj tonie —
A okręt płynie po spokojnéj fali. —
Tak Hafed patrzał — oni poszli daléj. —

Wtém zadrżał nagle, jak ze snu ockniony. —
Trąby, i kotły, i wściekłe okrzyki,
W poprzek przepaści, od lądowéj strony,
Zabrzmiały razem!… — Co za hałas dziki!
Rzekłbyś ryk piekieł, szyderczy i mściwy,
Albo że wszystkie i Gole i Diwy[1],
Co tam w ciemnościach od wieków się kryły,
Na hasło wojny z wściekłością zawyły —
Tak był ten okrzyk głośny i straszliwy.

„Przyszedł więc, przyszedł Muzułman zuchwały!“
Zawołał Hafed — a gniewem wrzał cały,
A oczy jego jak ogniem pałały. —
„Teraz to, teraz, wy duchy walecznych,
„Duchy swobodne w mieszkaniach słonecznych!
„Patrzcie! jak dusze bratniego płomienia,
„Do zemsty za was, waszym pójdą torem,
„Albo w męczeńskim wieńcu przeznaczenia,
„Polecą z waszym połączyć się chórem!-“ —
Rzekł — i jak tygrys do zgłodniałych dzieci,
Biegł, gdzie czekają bracia zgromadzeni.
Przebiegł — w ich oczach żywy ogień świeci,
A miecze nakształt słonecznych promieni
Błysły w powietrzu — stoją niewzruszeni.

  1. Gole, Diwy, nazwiska Perskie złych duchów.