Bóg, niedługo będę mógł do Ojczyzny, do swoich rodzinnych stron powrócić...
Obrzucił mnie bystrem spojrzeniem i rzekł:
— Zapewnie nie pomylę się mniemając, że pan jest skazańcem, za polityczne przestępstwa?... wszak zgadłem?.., nieprawdaż?...
— Właśnie! właśnie! zgadł pan, jakgdyby pan asystował przy czytaniu mi wyroku, w cytadeli warszawskiej...
— W cytadeli warszawskiej?... — zawołał po polsku, — więc jesteś Polakiem!... I że też nie poznaliśmy się odrazu?... że przy pierwszem zetknięciu naszych spojrzeń, nasze serca odrazu nie przeczuły, że jesteśmy rodakami, braćmi...
— Na rany Chrystusowe, opowiadajże mi swoje koleje!... Powiedz, za jaką sprawę aż tutaj ciebie przygnali?... powiedz!
Mówił gorączkowo, bezładnie... wpatrzony we mnie, z wyciągniętemi ku mnie ramionami...
Po wielokrotnych, długich gorących uściskach, trzymając się za ręce, obok siebie zasiedliśmy do pogawędki serdecznej...
Swoją osobistą historyę zdołałem opowiedzieć mu streszczoną w niewielu wyrazach...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Zaczem on rozpoczął swoje zwierzenia...
Rodak, a w celach i w idei brat, którego tak niespodziewanie spotkałem na łące, pod Wiel-