Przejdź do zawartości

Strona:Szymon Tokarzewski - Bez paszportu.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dzisiejszego wieczoru opowiada bardzo dowcipnie, ile wycierpiał z powodu pierwszej opery Moniuszki przedstawionej w Warszawie, z powodu Halki.
— Bo żeby też ten narwaniec Włodzimierz Wolski wykoncypował takie paskudne libretto do tej cudnej muzyki. I pomyśleć, że to już na wieki wiekuiste pozostanie... A toć ja sam, byłbym pana Włodzimierza karmił suto i przystojnie odziewał podczas tworzenia libretta do opery Moniuszki, — i hojnie za inną fabułę zapłacił...
Podczas opowiadań Zawisza co i raz skinieniem przywołuje garsona i każę mu przynosić: to pudełko cukierków, to paczkę ciastek, naprzemian.
— Bo przecież — tłomaczy te swoje ciągłe zakupna — skoro tak długo zasiadamy miejsca w cukierni, właściciel musi z nas mieć intratę.
Z humorystycznych anegdot niestrudzony narrator przerzuca się do wspomnień lirycznych.
Opowiada jak w r. 1869 we Florencji, ówczesnej stolicy Włoch, zwiedzając park królewski, ujrzał zdaleka króla Wiktora Emanuela. Podbiegł ku niemu i przedstawił się, jako szlachcic polski, którego siostra rodzona poślubiła Świdzińskiego... a ponieważ matka Franciszki Krasińskiej, królewiczowej Karolowej, była też Świdzińska... przeto niektóre stare szlacheckie polskie rody są z domem Sabaudzkim spokrewnione... Jak on, Maryan Zawisza, dokumentnie wytłomaczył to Wiktorowi Emanuelowi, który słuchał bardzo uważnie, — nie