Strona:Szymon Tokarzewski - Bez paszportu.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na wierzch, to przynajmniej chociaż z samego spodu się wydostać i nie być podścieliskiem...
Dziś oczy i nadzieje wszystkich Polaków pod zaborem rosyjskim zwrócone są ku — koronacyi. Nie dziw przeto, że i ja swój wzrok i swoje nadzieje w tę samą stronę obracam.
Jestem podobien do mieszkańców krain podbiegunowych...
Przez kilka zimowych miesięcy w arktycznej ich ojczyźnie — nie było widać słońca... Więc już w początku kwietnia, chociaż wiedzą, że jeszcze słonka nie zobaczą, wychodzą przecież ze swoich siedzib lodowych i z utęsknieniem, z upragnieniem spoglądają w tę stronę, gdzie się ma słońce pokazać...
A skoro się pokaże, z jakąż to oni witają je radością!...
Czas już chyba, aby po dziewiętnastu latach oczekiwania i w moje okienko upragnione słońce zajrzało.





Warszawa, 22 sierpnia 1882

Moję pielgrzymkę po syrenim grodzie skończyłem...
Śmiało rzec mogę, że chodząc po ulicach Warszawy, zaglądając do kamienic gdzie bywałem niegdyś, — powtórnie przeżyłem cały przeciąg czasu