Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A boję się, bo są hycle.
— Więc cóż będzie, jak ich spotkamy w lochach?
— Nie będę się bał.
— Dla czego?
— Bo jak jestem z tobą i Kacperkiem, to się tych zamorczyków nie boję.
— Więc cóż zrobisz?
— Uśmiercę hyclów.
— Czem?
— Nożem.
— Jakim nożem?
— A takim.
To rzekłszy wstał, sięgnął do szafki i wydobył z niej ogromny, długi nóż rzeźnicki i pokazując go Kazikowi, śmiał się i szczerzył zęby.
— To dobrze — rzekł Kazik — weźże z sobą ten nóż.
— Wezmę.
Potem podniosła się inna sprawa. Kazik, biegając od samego rana po mieście, zauważył zdwojenie przez Szwedów ostrożności. Widocznie wiedzieli i oni o zbliżającym się do miasta królu polskim. Wszystkie bramy były zabite, obsadzono gęsto armatą i strażami, nikogo nie wpuszczano i nie wypuszczano z miasta; — na murach roiło się od żołnierzy, a po ulicach przebiegały konne warty. W mieście głośno gadano o blizkim szturmie i Szwedzi na wszystko baczne zwracali oko. Mó-