Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kazik zbliżył się do niego z tyłu, uderzył go w ramię i zapytał:
— Maciek, co tobie?
Maciuś powoli, systematycznie zwrócił się całem ciałem do pytającego, podniósł latarkę w górę, zaświecił nią w oczy Kazika i wytrzeszczając zabawnie swe małe oczy, krzywiąc się szkaradnie i pociągając nosem, rzekł:
— A! to ty?
— A ja, jak widzisz. Ale czegóż ty tak lamentujesz?
Maciuś zrobił wolno półobrotu, długą swą rękę wyciągnął, wskazując na kram rozbity i rzekł:
— A tego.
— To Szwedy zrobiły?
— Uhu!
— No i cóż, czy się to na co zda jeszcze? czy ocalisz co towaru?
— Nic.
I kiwając żałośliwie głową, pociągając nieustannie nosem, znów począł lamentować:
— O laboga, laboga!
— A gdzież jest matka, pani Maciejowa?
— Matka? — powtórzył Maciuś.
— No tak! gdzie ona jest?
— Wzięli ją.
— Kto ją wziął?
— Szwedy.