Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I cóż wy tu myślicie robić?
— Chcemy teraz te drzwi otworzyć.
— To dobrze. A potem?
— Potem wskażesz nam waćpan ów loszek, który prowadzi do Wisły.
— A to na co? ja jestem, masz jespan wiedzieć, wierny sługa Króla Imci Karola...
— Słyszałem to już, ale cóż to ma do wierności waszmościnej?
— Prawda, dobrze gadasz... ale co ty nie masz dobrze gadać? od tego jesteś rajca na ratuszu, żebyś gadał. Kat zresztą wie, czy to wszystko nie omamienie. Tu różne mary chodzą po lochach i sam Jaśnie Wielmożny gubernator Wittenberg powiadał mi, że go mary nawiedzają...
A wtem Maciek, który pilnie słuchał całej tej rozmowy, zajadając głośno i łakomie suchy chleb (bo resztki po szczurach pozostałe kiełbasy dawno już połknął) rzekł:
— Ja mam białą, długą opończę. Jak noc zapadnie, to się w nią ubiorę i pójdę po tych, za drzwiami, schodach do sypialni tego zamorskiego Szweda i takiego mu fernepiksu zadam, żo Angielczyk ze strachu zamrze. I to będzie za moją matuś.
I przypomniawszy sobie swoją matuś, nuż krzyczeć:
— O, laboga! laboga, moja matuś!