Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

który, jako wiesz, jest człowiek mądry i uczony w piśmie, mówi, że człowiek to jest takie zwierzę, które się do wszystkiego przyzwyczaić może. I prawdę powiada, bo ja, na ten przykład, przyzwyczaiłem się już do tych wybryków szwedzkich i ani mię nie ziębią ani grzeją.
— Ale ja się przyzwyczaić nie mogę! — syknął Kazik — i wszystka krew się we mnie burzy…
— Pociesz się, bo ci powiadam na pewno, że niedługie Szwedów w Warszawie panowanie.
— Bój się Boga, co to takiego? skądże to wiesz?
— A wiem… ale tu na rynku gadać nie będę, bo tu może kto podsłuchać i donieść jenerałowi Wittenbergowi, a wiesz, że on nie żartuje. Nie dalej jak wczoraj obwiesić kazał za długi język jakiegoś szlachcica na szubienicy przed kościołem Bernardynów. A przytem i tobie się śpieszy po one limony… pieprzu bym hultajowi dał, a nie limonów. Idź więc, bo tam twój Landskrona zapewne historye wyprawia, a pani matka ze strachu umiera.
Kazik na te słowa zgrzytnął zębami, nacisnął kapelusz na oczy i nic nie rzekłszy, ruszył w kierunku sklepu pana Fukiera, który od dawien dawna w rynku handlował winami i rozmaitymi specyałami zamorskimi.