Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ XI
Jako Maciek nabiera przekonania, ze mu się do brzucha szczur dostał.

Maciek, gdy go szczury w piwnicy opadły i zabierały się do jego kiełbasy z czosnkiem, w tobołku zachowanej, zrzucił był ze siebie opończę i teraz leżała ona z rękawami rozkrzyżowanemi, zupełnie jak człowiek, który padł na twarz. Blask latarni oświecał wybornie ten zdradziecki ślad pobytu człowieka w lochach, i Maciek byłby się zapewne przestraszył wzroku pana Rafałowicza, jakim spoglądał na niego w tej chwili; ale było bardzo ciemno i Maciek piorunów tych ocznych nie widział, zato spostrzegłszy swą opończę, syknął:
— O, laboga, laboga, moja guńka.
Potężny kułak, wymierzony mu w bok przez Kazika, przypomniał mu zaraz niebezpieczeństwo i potrzebę zachowania jak najgłębszego milczenia. Stał więc niemy i widział jak Szwedy łby powy-