Po wysłuchaniu wyroku więzień spędził kilka godzin na łonie rodziny. Pan Wharton płakał jak dziecko nad nieszczęsnym losem syna, a Fanny, odzyskawszy przytomność, wpadła w tak straszną rozpacz, że w porównaniu z nią śmierć sama mogła się wydawać znośną. Jedna panna Peyton zachowała jeszcze odrobinę przytomności, by myśleć o tem, co należało czynić w danych okolicznościach. Względny spokój zacnej ciotki nie wypływał bynajmniej z braku przejęcia się losem siostrzeńca, lecz gruntował się na pewnem instynktownem zaufaniu w szlachetność charakteru Washingtona. Pochodził on z tej samej co ona kolonji, a chociaż tak się złożyło, że się nigdy nie spotkali, panna Peyton nasłuchała się dosyć o jego domowych cnotach i wiedziała, że surowa nieugiętość, cechująca jego publiczne czyny, nie licowała bynajmniej z przypisywaną mu w prywatnem życiu dobrotliwością. Słynął w Wirginji jako sprawiedliwy i wyrozumiały pan dla swoich domowników, i panna Peyton z pewną dumą myślała o tem, że ten właśnie jej rodak stał na czele wojsk i w znacznej mierze kierował losami Ameryki. Wiedziała też, że Henryk nie był winien zbrodni, za jaką miał śmierć ponieść, i poprostu pojąć nie mogła, aby prawo karało za niepopełnione winy. Ale i tej iskierce nadziei, tlejącej w jej sercu, sądzone było zga-