Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
219

— Prawda! — powtórzył kramarz zadrżawszy, i wyprostował się, jakby nie czuł na plecach ciężaru toboła.
— Tak, prawda. Dowiedziono ci, żeś krążył w pobliżu armji lądowej, by wyszpiegowawszy jej ruchy i doniósłszy o nich nieprzyjacielowi, umożliwić mu pokrzyżowanie planów Washingtona.
— Czy Washington to powie, jak pan sądzisz?
— Niewątpliwie, nawet sprawiedliwość Washingtona potępia cię.
— Nie, nie, nie! — zawołał kramarz takim głosem i w taki sposób, że to zastanowiło Dunwoodie’go. — Washington umie patrzeć głębiej, niż sięgają poglądy wrzekomych patrjotów. Alboż on sam nie rzucił wszystkiego na szalę? A jeżeli szubienica stoi gotowa dla mnie; albo nie stała i dla niego? Nie, nie, nie, nie, — Washington nie powie nigdy: „Prowadźcie go na szubienicę“.
— Co cię upoważnia, nieszczęsny człowieku, mówić w ten sposób? Cóż jest takiego, co mogłoby cię ocalić od śmierci w oczach Naczelnego Wodza? — zapytał Dunwoodie, ochłonąwszy ze zdumienia, w jakie go wprawiło zachowanie się kramarza.
Birch zadrżał. Straszna walka toczyła się w jego piersi. Twarz pobladła mu trupio, ręka wydobyła maleńkie blaszane pudełeczko, schowane za koszulą. Otworzył je, zawierało kawałek papieru. Na tym dokumencie spoczęły na chwilę jego oczy, już go podawał Dunwoodie’mu, lecz nagle cofnął dłoń i wykrzyknął:
— Nie, to umrze wraz ze mną. Znam warunki mojej służby i nie kupię życia za sprzeniewierzenie się im. To umrze ze mną.
— Oddaj mi ten papier, a może znajdziesz łaskę — zawołał Dunwoodie, sądząc, że dowie się jakiej ważnej tajemnicy, obchodzącej sprawę wolności.
— To umrze ze mną! — powtórzył Birch; przelotny rumieniec zabarwił jego pobladłą twarz i oczy błysnęły nadzwyczajnym blaskiem.