Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
201

W cieniu drzwi stała jeszcze jakaś postać, jak gdyby obawiając się, że ją ktoś wśród skinnerów zobaczyć może, lecz jeden z nich rzucił jakiś sprzęt w ogień, i w blasku tym kramarz ujrzał nabywcę swego domku. Zobaczył też, iż najbliżej stojący skinner coś z nim szeptał, Harvey zrozumiał, że padł ofiarą zmowy pomiędzy tymi łotrami. Ale już było za późno, wyszedł więc za swymi prześladowcami pewnym i spokojnym krokiem, jak gdyby szedł na ucztę, a nie na szubienicę. Idąc przez podwórze, herszt bandy potknął się o kłodę drzewa i padł na ziemię jak długi. Rozwścieczony zerwał się, klnąc na czem świat stoi.
— Do kroćset stu tysięcy djabłów z kłodą! — wykrzyknął — ciemno choć oko wykol, podpal tam który te szczapy, to nam będzie widniej.
— Stójcie! — wrzasnął spekulant — spalicie dom!
— Wielka rzecz! — odpowiedział tamten. — Będzie nam zato widniej.
I rzucił płonącą głownię na dach. W jednej chwili budynek stanął w płomieniach.
— Pójdźcie, chłopcy, dostańmy się na wzgórza, póki nam będzie świeciło.
— Łotrze! — wrzasnął rozwścieczony nabywca — taka to twoja przyjaźń? Taka nagroda, żem ci dopomógł schwycić kramarza!
— Trzymaj się zdala od światła, jeżeli nam chcesz wymyślać, bo będziemy widzieli za dobrze, żeby spudłować — zawołał herszt. W chwilę potem spełnił pogróżkę, lecz na szczęście chybił, a wystraszony spekulant rzucił się do ucieczki. Katy również poszła za jego przykładem, a nazajutrz rano jedyną pozostałością z domku kramarza, był ów wielki komin, o którym wspomnieliśmy na początku.