Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
111

rurga, by zważać na jego gadaninę, i spokojnie czekali, aż przystąpi do zbadania chorego. Dunwoodie stał wpatrzony w twarz operatora, jak gdyby chciał zajrzeć mu do głębi duszy. Ranny jęknął boleśnie podczas zapuszczania sondy, a chirurg rozjaśnił oblicze i mruknął:
— No, nic tu niema...
Poczem zdjął okulary, zrzucił perukę i gorliwie zabrał się do dzieła. Dunwoodie stał wciąż jak na rozżarzonych węglach, trzymając w obu dłoniach rękę przyjaciela i wpatrując się w twarz chirurga. Wreszcie Singleton jęknął jeszcze boleśniej, a chirurg podniósł się żywo i rzekł:
— A! to jest prawdziwa przyjemność śledzić kulę, można rzec, że wędruje sobie po ciele ludzkiem, omijając wszystkie żywotne organy; ale zato ludzie kapitana Lawtona...
— Mów pan — przerwał Dunwoodie — czy jest nadzieja? Znajdziesz pan kulę?
— Nietrudno znaleźć to, co się trzyma w ręku, majorze Dunwoodie — odparł chłodno chirurg, przygotowując opatrunek. — Poszła, że się tak wyrażę, okólną drogą, to jest tą, jakiej nigdy nie imają się szable ludzi kapitana Lawtona, pomimo żem się tyle natrudził, pokazując im, jak ciąć umiejętnie. Ale widziałem dziś konia z nawpół odrąbaną głową.
— To — rzekł major Dunwoodie, a czarne jego oczy poczęły znów świecić blaskiem nadziei — to była moja robota. Ja zabiłem tego konia.
— Pan! — wykrzyknął chirurg zdumiony, upuszczając opatrunek — pan! Aleś pan wiedział, że to koń?
— Miałem niejakie w tym kierunku podejrzenia — odpowiedział major z uśmiechem, podając przyjacielowi rzeźwiący napój.
— Takie ciosy spadające na człowieka są zgubne — ciągnął dalej doktor, wciąż krzątając się koło opatrunku — unicestwiają dobroczynne działanie nauki i są zgoła zbędne w bitwie, bo przecież chodzi o to