Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
57
ROZDZIAŁ II.

zawieszona w powietrzu, zdawała się zapadać co chwila.
— I na tęż to niedostępną przepaść wdrapywać się mamy? zapytał Henryk.
— Tak iest. Zapewne to ci się niepodobném bydź zdaie, lecz miéy odwagę, nie trać nadziei, a doydziesz do celu. Potrzeba obeznała mnie z temi górami, one są siedliskiem moiém, bądź przeto spokoyny, gdyż w takie zaprowadzę cię mieysce, w którém żaden z śmiertelnych, nigdy ieszcze nie postał.
Z niemałą wprawdzie trudnością, lecz bez niebezpieczeństwa, w pół godziny dostali się do połowy skały; Kramarz znaiąc każdą rozpadlinę, drzewo i całe położenie mieysca, iak mógł tę ciężką ułatwiał przeprawę, podobny w tém do doświadczonego żeglarza, który wie gdzie na morzu piaski, lub ruffę pominąć, aby okręt od rozbicia zachować.