— Zwrócił się w inną stronę, odstąpił od konia, możemy iechać kłusem. Nie tak prędko! nie tak prędko! mały kłus! patrzay iak szyldwach na prawo, mierzy nas okiem.
— I cóż nam to znaczy? rzekł Henryk z niecierpliwością, nie może tylko do nas wystrzelić, a wolę zginąć na mieyscu, niż dragonom dostać się do więzienia. Harweyu! zdaie mi się, że ich słyszę! nie widzisz tam nic za sobą.
— I owszem spostrzegam pewną rzecz na lewo: obróć się na moment, i powiedz mi co widać pomiędzy temi drzewami.
Henryk nie omieszkał korzystać z pozwolenia, lecz krew się ścięła w iego żyłach, uyrzawszy szubienicę wystawioną dla siebie. Ze wstrętem odwrócił oczy od tak strasznego widoku.
— Właśnie cię to ostrzega, iż rozsądnym bydź należy, rzekł Birch. Z tem wszystkiém, kiedy cię ten haniebny przedmiot zatrważa, zachodzące słońce rzuca swe
Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/45
Wygląd
Ta strona została przepisana.
43
ROZDZIAŁ II.