Birch z ukontentowaniem wpatrywał się w swe dzieło.
— Wcałém woysku Amerykańskiém Kapitanie! ieden iest tylko człowiek któryby ciebie poznał, lecz Bogu dzięki niema go tutay.
— O kimże chcesz mówić?
— O tym co cię pierwszy zatrzymał, o Kapitanie Lawton. Rozróżniłby on od razu twą białą skórę, o trzy kroki od siebie. Ale ieszcze chwilę; zapomniałem o nogach.
Dobywszy w tém wełny z kieszeni, wypchał nią wewnątrz pończochy Kapitana, aby tym sposobem nadać iego nogom zupełną koszlawość starego Negra, o któréy na początku téy historyi powiedzieliśmy.
— Dobry Boże! rzekł Cezar, iak téż moie spodnie przydały się młodemu Panu?
— A twe pończochy? zapytał Harwey, w którego rysach, przebiiała się wesołość z niespokoynością złączona, co iak łatwo domyślać się można, pochodziło z znaiomości
Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/23
Wygląd
Ta strona została przepisana.
23
ROZDZIAŁ I.