— Piérwszy raz tobie Harweiu! dłużnikiem iestem, odezwał się Pan Warthon, gdyż dotąd nie zapłaciłem ci za tytuń, który mi przyniosłeś.
— Wszakże tak dobry, iak i ten com go ostatnią razą Panu dostarczył, odpowiedział Birch, ciągle na wąwozy spoglądaiąc.
— Znayduię go bardzo dobrym, rzekł Warthon, aleś mi nie powiedział ceny.
W momencie zmieniła się postać Harweya, wyraz niespokoyności ustąpił z iego twarzy, pozostał tylko prosty geniusz Kramarza, coby dla zysku gotów był sam siebie zafrymarczyć.
— Ceny! zawołał, nie umiałbym naznaczyć. — Tyle trudności, iakie przebyłem dla..... dla przysłużenia się Panu, powinnyby w iego łasce znaleść nagrodę.
Pan Warthon dobył z kieszeni trzy dollary, zapłacił Kramarzowi, który uśmiechnął się z radością, gdy ie do rąk odbierał. Z tém wszystkiém uderzył wprzód nie-
Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 1.djvu/97
Wygląd
Ta strona została przepisana.
95
ROZDZIAŁ IV.