Strona:Szlachcic Zawalnia (1844—1846). Tom 1.pdf/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wogrodu i Starej-Rusi, i byłem nawet pod samym Petersburgiem, ciągle się zajmując najtrudniejszą robotą tam, gdzie przeprowadzali drogi przez bagniste kępiny i dzikie lasy, kopałem rowy głębokie cały dzień niekiedy stojąc w wodzie, wszystko to dzięki Bogu przeniosłem bez nadwerężenia mego zdrowia, i powróciłem do domu z pieniędzmi i tu już mi opowiedziano o tém straszném zdarzeniu z Karpą, i o śmierci nieszczęśliwéj Ahapki.
— A Paramon czy żyje?
— Umarł bez spowiedzi i mogiła jego w polu bez krzyża.
— A cóż Janko, jak się tobie podoba opowiadanie nasze proste, to rzecz prawdziwa i łatwiejsza do pojęcia niż historja dawnych pogańskich Bogiń i Bożków, o których mi mówiłeś, takiéj bajki nikt nie spamięta, chyba tylko człowiek uczony.
— Lubię podobne powieści, wiele w tém narodowém rojeniu istnéj prawdy.
Gdy Pan Zawalnia rozmawiał zemną i między czeladzią, słychać były te słowa, wot dobry, dak dobry, usiu noczyby ni spau da słuchau:
— No! będziemże teraz słuchać — powiedział Zawalnia, co nam powie twój towarzysz; lecz w twojém życiu zdarzenia straszne i ciekawe.