Strona:Szczypawka - Humorystyczne listy z terenu wojny.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A dziś? Oto latam ponad terenem wojny: wszędzie — krew, trupy, zgliszcza i ruiny!... Biednaś ty i głupia jeszcze, ludzkości!...
Tak popuściłem wodzę mych myśli na widok tego strasznego spustoszenia... Lecąc tak, naraz usłyszałem niedaleko huk armat, dochodzący od strony Cirey. Szybko więc podążyłem w tamtą stronę. Krwawa tu, zażarta toczyła się bitwa! Ranni i zabici leżeli na kilka mil wokoło. Spuściłem się na pobojowsko i krocząc wśród strasznie oszpeconych, poszarpanych i zmasakrowanych trupów, podążałem do oddziału sanitarnego, który w oddali zbierał rannych. W tym, z pod stosu trupów usłyszałem głos:
— Donnerwetter!... Psieścirwo... Umieram... Matko boska ratuj...
Polak!
Matka boska nie przyszła na pomoc mojemu rodakowi, ale ja za to jednym susem znalazłem się w miejscu, skąd głos wychodził i w parę chwil wyciągnąłem z pod stosu trupów rannego żołnierza. Pokropiłem mu głowę wodą. Otworzył oczy.
— Czy jesteś ciężko ranny, przyjacielu? — zapytałem.
— Ździebko... tam... w plecy... Ale teraz mi lepiej...
— Z których stron jesteście?
— A z pod Gniezna... Ale, mój boże, jak będę