Strona:Szandor Petöfi - Wojak Janosz.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
20

Tak rzekł swego losu czekając bez drżenia,
Zbójcy wytrzeszczyli oczy z zadziwienia,
A sam wódz łagodnie przemówił do niego:
„Krótko-ć powiem, bracie, ale co dobrego.

„Jesteś tęgi chłopak przyznać ci to muszę,
Musisz mieć prawdziwie rozbójniczą duszę,
Nie dbasz o swe życie, nie bledniesz przed nożem,
Słuchaj, zostań zbójcą, my ci dopomożem.

„Grabież, mord są żartem dla naszej gromadki,
A dobrego żartu nagrodą dostatki.
Patrz, w téj beczce srebro, w tej po wręby złota,
Zostań nam kolegą, znajdzie się robota.”

Janczi tym projektem nie był zachwycony,
Lecz wlazł między wrony, więc krakał jak ony:
„Dobrze, oto ręka, jestem wam kolegą,
Dziś jest najpiękniejszy dzień życia mojego.”

„Upięknim go jeszcze, wódz na to zawoła,
Pijmy, niech się wszystkie rozpogodzą czoła,
Z księżych piwnic nieraz winaśmy czerpnęli,
Dna szukajmy w dzbanie, myśl się rozweseli.“

Każdy zbójca patrzył w swój dzban tak głęboko,
Że odbiegał rozum, a bielało oko,
Tylko Janczi jeden miary się pilnował,
Choć go wódz i każdy ze zbójców częstował.