Strona:Szandor Petöfi - Wojak Janosz.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
12

Zobaczywszy Janczi Ilusz aż zadrżała
I w przestrachu ledwie wyszeptać zdołała:
„Janczi, serce, co ci? ty mój drogocenny,
Bladyś jako miesiąc wśród nocy jesiennéj.“

„Hej! jak nie być blady, dni moich ozdobo,
Gdy po raz ostatni dziś widzę się z tobą.“
„Janczi, już spojrzenie przelękło mnie twoje,
Przestań takiéj mowy, bo drżę, bo się boję.“

„Widzęć raz ostatni, wiosno duszy mojéj,
Flet mój raz ostatni twą tęsknotę koi,
Uścisk mój ostatni na twych ust koralu....
Idę ztąd.... zostaniesz w boleści i żalu.“

Opowiedział wszystko z przytłumionem łkaniem,
I na piersi lubéj rzucił się z szlochaniem,
Objął ją, a oczy zwrócił w inną stronę,
Pragnąc przed nią ukryć, że były złzawione.

„Moja Ilusz droga, moja różo słodka,
Bóg ci pomóż, szczęsna niech cię dola spotka;
Ujrzysz krzew złamany, jak nim wiatr popycha,
Za kochankiem błędnym westchnij sobie zcicha.“

„O mój Janczi, duszo, idź, gdy tak potrzeba,
Niech twe kroki wiedzie Bóg wszechmocny z nieba,
Gdy złamany kwiatek ujrzysz gdzie wśród drogi,
Wspomnij o więdnącéj kochance niebogiéj.“