Strona:Stefan Napierski - Obrazy z podróży.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XI

Powracasz, śmiejąc się; nie szlocha nikt, nawet nadzieja. Nie nęcą narkotyki, wyraźne, jak wyrazy, podróże, jak wypukłe sarkofagi. Już książek nie czytujesz w ukryciu, nie smakujesz owoców, ociekających o świcie. Gdzież serce serc, z którem spoić się miałeś, tętniąc? gdzie trwożliwy sekret twego lotu? Przepastne milczenie, jak głaz; pochód codzienności; gałęzie zakwefione, druty zardzewiałe, w kałużach majowych odbicie dawno zgasłych gwiazd.. Winda zamyślenia, żelazna febra, ścinająca głowę, krwawą na białych goździkach.. Smutne zwycięstwo, śmiech, tyran w liberji, samotność, piastunka przy kołowrotku..
Mały opętany idjota pęta się po zamglonych gościńcach, do sinych dziąseł przykładając fujarkę; oddycha druh twój podczas snu w nocy bezdomnej, jak w opustoszałem domostwie, nocy bezpańskiej, która nie zbudzi cię nigdy; włóczy się tam koźlarek z kąta w kąt i nurza ręce w dymiącej krwi; jesteś skazańcem niewiedzy, wstydliwej dobroci, bezsilnej wierności; szepcesz za tych, w których rękach drzemie czyjś bóg.
Gwiżdżesz, gwiżdżesz w pusty orzech wyrzeczenia, dumając przy oknie. W pogardzie masz mądrość bezwiedną stuleci, sen święty, ląd wygnańców, mosty ze stężałego srebra, dygoty ptaków. Skrzepłe skały, o, tajemnicze głębie powszedniości; prostoto, surowa i szorstka, jak nocleg! I w słońcu gotyckiem twój uśmiech zgrzybiały, a gwiazdy czarne; w narożnym pokoju czy umiesz płakać, może tylko usnąć?