Strona:Stefan Napierski - Obrazy z podróży.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ze smakiem nicości na wargach ściętych i zziębłych,
otulony w płaszcz samozwańczy poety wieku XX,
w samo serce raz jeszcze dźgnięty żądłem nieuleczalnej czułości,
pod krzewem rozkwitłej magnolji i deszczem złotym, roniącym wyblakłe łzy,
tak niepochwytne, jak zamęt uczuć,
shańbiony o zmierzchu,
cień twój ujrzałem, jak wyrok nieodwołalny, Schubercie!
à Robert de Banneuville,
ami jomais oublié.



MONACHJUM

Znów włóczyć się po krajach i szczęście podglądać,
samobójcze pokoje hotelowe, znam was!
W deszczowy wieczór lśnienia są tak czarodziejskie
na chodniku placu Lenbacha, iż sądzisz się w Paryżu..
Wezbrane fontanny szumią, o, wędrowcze:
jakaż tu melancholja w elektrycznym blasku,
wśród walców biedermayer wielkiej restauracji,
gdzie sterczysz przy stoliku, sam jeden, sam jeden,
analityk, psycholog, podpatrywacz szczęścia,
usiłujący ukryć hańbę samotności
za dymem papierosa.