Strona:Stefan Napierski-Ziemia, siostra daleka.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
PROMETEUSZ

Wzwyż unoszony... Pływak, kiedy przestwór niesie,
Płasko, a on w uśpieniu dygoce na fali;
Dłonie rozchwiane ponad chmury, liry
Porozstrzelane pęki, błyskawice
Palców, łowiących blask.

Szczupły w locie... W przestrzeń czystą się wynurza,
W powietrzu nasłuchując ucha muszlą drobną:
Zdołu bełkotliwego Oceanu
Spieniony głos.

Prostopadle, miotany przez podmuchy sporne,
Wzbija się w zenit, złoczyńca niepokalany!
Zanim nie przystanie na łące elizejskiej,
Bóstwo w udręce.

Ramię pochyło, jak pióro, zwężone,
W źrenicy pusta szczelina widzenia,
Nad łęgiem, jak kolumna podpalona,
Struga gołębi.