Strona:Stefan Napierski-Ziemia, siostra daleka.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tłocząca nas ku gwiazdom, nieruchomych!
Zmierzch skrzydłem kraje zbocza, jak melodja
Szarpana wiatrem, wielkim czarnym żaglem
Na płótnie nocy wskos unosi w leje
Walczących z obłokami, postarzałych
O szron policzków. O, lawino zmroku,
Ze szczytów siwych waląca się w przestwór,
Jaki ci podać wtór? Jak złożyć wargi,
Aby czystością wibrującą głosu
To zrównoważyć? Zpoza szyb domkniętych
Na smudze cienia trójkątny klin blasku
Wzywa, jak echo; nad obrusem stołu
Jest spokój, żniwo śmierci, ostateczność.
Dyszące serce, jak szczęście agonji,
Paruje tamtym z ust, tu kłuje cisza.
Chleb oraz gwiazdy. Komu też wybierać?
Niedotykalny trwasz. Giną śmiertelni.

Józefowi Czechowiczowi