I zaczął rozkładać na oknie wiktuały.
— Najfatalniejsza rzecz, że nie mamy stołu ani krzeseł.
— Zdaje mi się, zauważyłem w sieni coś w rodzaju pieńka do rąbania polan.
— Tak? To doskonale! Zaraz go tu przytoczymy.
Wybiegł do sieni i przy odblasku ognia wsączającego się skąpą wiązanką promieni przez otwarte drzwi zaczął szukać w półmroku.
— Jest! — zawołał tryumfalnie i wniósł do izby barczysty klocek dębowy. — Krzesłoby było. Może pani usiądzie?
— A pan?
— Mnie pozwoli pani rozłożyć się obozem u jej stóp.
Przyniósł prowianty z okna i wyciągnął się na podłodze, opierając ramieniem o pień.
— Proszę zająć się łaskawie podziałem środków żywności; tylko sprawiedliwie, bardzo proszę — dodał, spostrzegłszy, że co lepsze kąski przeznacza dla niego. — Mamy jeszcze w odwodzie puszkę sardynek. Zaraz otworzę.
Przy pomocy klucza odwinął blaszaną przykrywkę.
Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/22
Ta strona została przepisana.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/2/22/Stefan_Grabi%C5%84ski_-_Wyspa_Itongo.djvu/page22-1024px-Stefan_Grabi%C5%84ski_-_Wyspa_Itongo.djvu.jpg)