Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zapomniałam na chwilę o tem, kim jestem. I źle zrobiłam, Czandauro.
Chciał ją objąć, lecz odskoczyła w porę i zwinna jak gazela wspięła się na ołtarz, ukryty za kotarą. Nadstawiła uszu i położyła palec na ustach.
— Ktoś tu nadchodzi — szepnęła, blednąc. — Pewnie wracają po ciebie, królu. Zapuść zasłonę i stań przed ogniskiem.
Czandaura jednym skokiem znalazł się znów pod kolumną. Uczynił to w samą porę, bo w tej chwili podwoje chramu rozchyliły się i weszli Izana i Ksingu.
— Najdostojniejszy władco — przemówił pierwszy — poszukiwacze świętego ziela, tonga powrócili. Czy dowódca ich, Mahana, może zdać ci sprawę z przebiegu wędrówki?
Czandaura spojrzał na wskazówkę zegara słonecznego, co znaczył czas na bramie gontyny.
— Gdy cień przesunie się na godzinę trzecią po południu, kaźcie mu stawić się w wietnicy przed mojem obliczem. Tymczasem niech pielgrzymi wezmą kąpiel i nasycą głód i pragnienie.
Wodzowie skłonili się i wyszli. Król przez jakiś czas stał niezdecydowany w środku świątyni i spoglądał na zasłonę. Lecz gdy